Cancel Culture czyli kultura unieważniania lub usuwania. Niebezpieczne zjawisko trawiące kulturę.

Nie jest to blog polityczny dlatego nie chcę wypowiadać się tutaj na te tematy choć dziś o nie zahaczę, a jedynie przedstawić swoje spojrzenie na zagrożenie – cień, który krąży nad produkcjami Hollywood i nie tylko. W świetle ostatnich wydarzeń mających miejsce w USA i większych europejskich miastach nie można nie zauważyć, że duże zmiany zachodzą nie tylko na szczeblu społecznym. Coraz śmielej zmieniają one także szeroko pojętą kulturę, w tym filmy. Oczywiście było tak od zawsze – kino w mniejszym lub większym stopniu na przestrzeni lat było podatne na panujące nastroje polityczne, ale nie skłamię jeśli powiem, że dożyliśmy czasów, w których sztuka jaką niewątpliwie jest kino traci swoje pierwotne znaczenie, tworzy się ją pod dyktando popularnych trendów, a nieliczni, którzy temu się opierają narażeni są na ostracyzm.

Wystarczy sięgnąć pamięcią nie tak daleko, a do lat 80 i 90 ubiegłego wieku kiedy to powstało całe mnóstwo filmów uznawanych do dziś za klasykę. Mało tego, były to czasy niepoprawnych i zwariowanych komedii, z których dialogi są cytowane na całym świecie, są ozdobą internetowych memów, gifów czy kompilacji video i trudno się temu dziwić. Te komedie ociekały zapadającymi w pamięć kwestiami, i gagami. Filmy w ubiegłych latach nie obawiały się niczego. Jechały po bandzie drwiąc ze stereotypów, uprzedzeń, grup społecznych, ras. Komedie pełne były niepoprawnego humoru.

Terror politycznej poprawności zaciska pętlę

Czy przesadą będzie stwierdzenie, że dziś śmiech nieco ucichł? Śmiejemy się cichutko i nieśmiało, by przypadkiem nie urazić, nie nadepnąć na odcisk, nie wytknąć wad czy też hipokryzji? Lewicowy ekstremizm doprowadził do irracjonalnych zachowań – biali aktorzy przepraszają za to, że są biali i popularni wśród publiczności, twórcy przepraszają, że 25 lat temu nie umieszczali w swoich produkcjach wystarczająco dużo różnorodności, niektórzy brzydzą się swojej rasy, jeszcze inni uważają, że w kinie jest wciąż za mało miejsca dla czarnoskórych aktorów choć z roku na rok widać, że powstaje coraz więcej produkcji z czarnoskórą obsadą (Uciekaj!, To my, Moonlight, Płoty, Ukryte działania). Mało tego, najczęściej są brane pod uwagę w rywalizacji o Oscary i zdobywają statuetki.

Cenię wielu czarnoskórych aktorów. Wymienię choćby Morgana Freemana, Denzela Washingtona, Laurence Fishbourna, Foresta Whitakera czy wreszcie Samuela L. Jacksona. Co ich łączy? Kolor skóry? To też. Oni są przede wszystkim dobrymi aktorami – Freeman i Jackson nawet jednymi z najlepszych aktorów naszych czasów. Stworzyli wiele niesamowitych kreacji, czasem także kontrowersyjnych bo przecież Morgan Freeman był kierowcą pani Daisy, przez większość traktowanym jak niewolnik bez równych praw. Przez większość bo przecież trudna przyjaźń między nim, a starszą panią miała miejsce i była jedną z najpiękniejszych relacji jakie ujrzałam na ekranie.

Nie da się wymazać historii, ale można próbować ją przeinaczyć

Ale wiecie, nigdy nie było, nie ma i nie będzie równości. Zawsze ktoś będzie miał mniej lub więcej, choć to do niektórych nie dociera. W filmach o wojnie secesyjnej jak Przeminęło z wiatrem musi być zawarty kontekst historyczny. Niewolnictwo istniało, było częścią historii Ameryki, nie da się go wymazać, ale co ciekawe miało miejsce nie tylko wśród białych. Źródła historyczne podają, że czarnoskórzy także mieli swoich niewolników. To taki szczegół o którym ludzie boją się nawet wspomnieć bo prawda nie musi być prawdziwa, ale jedyna i słuszna.

Filmy o mniejszościach? Tak, ale nic na siłę.

Dziś głos artystów, twórców filmowych jest już ledwie słyszalny. Trudno mu się przedrzeć wśród wrzasków uciskanych mniejszości. Przed chwilą świat obiegła wiadomość, że członkowie Akademii przyznającej Oscary, a więc uznawane za najważniejsze i najbardziej prestiżowe nagrody filmowe będą uczestniczyć w obowiązkowych warsztatach walki z uprzedzeniami. Będą brać udział w panelach dotyczących rasy i pochodzenia etnicznego.  Co to w praktyce oznacza? Zdecydowanie mniej dobrych filmów w Oscarowej stawce, ale za to takich, które spełnią te określone i z góry narzucone kryteria.

Obawiać się można, że ten nowy mechanizm, który ma zostać wdrożony w 2022 roku sprawi, że nie będzie się już liczył talent, świeże spojrzenie na kino, innowacyjność, fabuła czy pomysł na prowadzenie aktorów. Zbliża się kino jakiego ja osobiście nie szukałam – zgodne z obecnymi trendami, nijakie i wykastrowane z różnorodności. Tak, bo różnorodnością w kinie nie jest wspieranie określonych grup, ale podarowanie twórcom tak potrzebnej wolności.

Nie mam nic przeciwko filmom poruszającym tematykę LGBT, ale niech to będzie dobry film jak np Tajemnice Brokeback Mountain, nie mam nic przeciwko filmom o osobach transpłciowych, ale niech  to będzie wzruszające i porywające kino pokroju Nie czas na łzy (1999). Wreszcie pozwólmy aktorom wcielić się w wymagające poświęcenia role, by mogli wykazać swój talent. Scarlett Johansson straciła tę szansę bo nie jest osobą trans i nie dała rady nagonce tego środowiska.

Wiele lat temu w 2000 roku Hilary Swank zdobyła swojego Oscara za rolę transpłciowego chłopaka Brandona . Czy Scarlett ze swoim warsztatem aktorskim, niskim głosem, chłopięcą fryzurą i odpowiednią charakteryzacją nie podołałaby aktorskiemu wyzwaniu? Jestem pewna, że byłaby świetna. Jej wypowiedzi zostały uznane za rasistowskie, nieodpowiednie i agresywne, a powiedziała jedynie że chciałaby, by aktor mógł wcielać się swobodnie w każdą rolę gdyż po to wybrał ten zawód. Tak czy inaczej aktorka musiała się z tą rolą pożegnać głównie dlatego, że słowa wypowiedziała w 2018 roku kiedy nastąpiła niesamowita eskalacja wszelkiej maści protestów.

Bo czy nie takie właśnie jest zadanie aktora? Czy nie ma się wcielać w różne, czasem zupełnie odbiegające od jego aparycji postaci? Czy nie chodzi o to, aby podjąć wyzwanie? Czy grupa mniejszości powinna decydować o tym, kto otrzyma rolę, a kto nie? Aż wreszcie czy zgodnie z ich tokiem rozumowania – homoseksualistę może zagrać tylko homoseksualista? Polityczna poprawność właśnie zbiera żniwo i obnaża całą hipokryzję.

Przyklaskiwanie wszelkiej maści naciskom i protestom będzie skutkowało jedynie tym, że na krześle reżyserskim nie zasiądzie zdolna pani reżyser, a po prostu kobieta bo jedynie płeć będzie kryterium, że Oscara nie otrzyma najlepszy film, ale taki który porusza odpowiednie tematy (przykład Moonlight dobrego, ale nie bardzo dobrego filmu, który w atmosferze skandalu zdobył statuetkę za najlepszy film 2017 roku) pokonując choćby rewelacyjny Nowy początek czy Przełęcz ocalonych.

Martwi głosu nie mają, ale można ich cytować, by osiągnąć swój cel

Bardzo modne stało się w świetle ostatnich wydarzeń wyciąganie starych wypowiedzi aktorów jeszcze sprzed ery wszędobylskiej poprawności politycznej i cytowanie ich. Wszystko byłoby w porządku gdyby tylko autor wypowiedzi mógł się ustosunkować do stawianych mu zarzutów, uargumentować swoją opinię. Nieżyjący od wielu lat John Wayne – legenda westernów z bohatera Amerykanów został praktycznie zdegradowany do nienawidzącego czarnoskórych rasisty. A wszystko to za sprawą cytowanych fragmentów wywiadu dla Playboya, którego udzielił w 1971 roku a więc niemal 50 lat temu. W rozmowie z dziennikarzem powiedział m.in. że bycie białym napawa go dumą, nie oddałby przywództwa swojego kraju czarnoskórym i, że nie czuje się winny, że byli oni niewolnikami.

Nie chodzi tylko o to, co John Wayne powiedział, ale kiedy. Żył w zupełnie innych czasach, wyraził swoje zdanie, wtedy jeszcze nie cenzurowano takich wypowiedzi. Jaki więc ma sens przytaczanie tego wywiadu skoro powstał on na długo przed intensywnymi zmianami społecznymi w USA? Wywiad wypływa dopiero teraz wzniecając protesty oburzonych Amerykanów. Otóż pasuje on do lewicowej narracji. Nieważne jest to, że został opublikowany niemal pół wieku temu, a sam John Wayne zmarł w 1979 roku. Ludzie kolokwialnie mówiąc dostali piany i jest to kolejny powód, by było głośno na temat rasizmu i uprzedzeń białych do czarnych. Wreszcie postaci Johna Wayne’a nie przywołuje się już dziś w kontekście ról i dorobku artystycznego, a postrzega przez pryzmat tego jednego wywiadu z lat 70 dla Playboya.

Trzeba wiedzieć, że rasizm XXI wieku jest bardzo stronniczy i jak się zdaje dotyczy jedynie czarnoskórych. Nawoływanie w mediach społecznościowych czy w utworach muzycznych do zabijania białych, krzyczenie o tym, że biała rasa musi zniknąć to już nie jest mowa nienawiści,a jedynie wyrażanie swojej opinii czy po prostu upust artystycznej ekspresji. Doszło więc do sytuacji kiedy biali młodzi ludzie urodzeni w zupełnie innych czasach przepraszają za to kim są, przepraszają za przodków i wydarzenia, na które kompletnie nie mieli wpływu publikując oczywiście rzewne posty na Instagramie ku uciesze milionów obserwatorów ich kont. Po to, by licznik bił i by wzbudzić powszechne zainteresowanie. Po prostu temat rasizmu stał się modny. A rasizm nie powinien nigdy być usprawiedliwiany i dotyczy to wszystkich ras. Jeśli potępiamy go, to potępiajmy bez wyjątków.

Celebryci narzędziem w rękach ekstremistów

Rosanna Arquette niegdyś aktorka występująca w filmach Tarantino czy Bessona, dziś już o przebrzmiałej sławie wyznała, że brzydzi się tego, że urodziła się biała i uprzywilejowana. Do klękania i przepraszania czarnych za przeszłość namawiają Will Poulter, Emma Watson, Joaquin Phoenix, Amy Schumer czy Anne Hathaway. Odlot Emmy Watson jest już tak duży, że oburzyło ją samo stwierdzenie, że jest białą feministką. Ci aktorzy mają konta społecznościowe z milionami obserwatorów z całego świata i są uwielbiani przez rzeszę młodych ludzi chłonących ich wypociny niczym gąbka.

Kilka dni temu światło dzienne ujrzał filmik, w którym Julianne Moore, Kristen Bell, Stanley Tucci, Aaron Paul i wielu innych odzianych na czarno aktorów przepraszają za przeszłość i wypowiadają słowa I Take Responsibilty (biorę odpowiedzialność). Rola celebrytów jest więc ogromna ponieważ to właśnie ich słuchają miliony młodych i podatnych na to co powiedzą ich idole ludzi. Dopóki nie przestaną wykorzystywać politycznej poprawności po to, by znów było o nich głośno, sytuacja będzie się pogłębiała, a co ważniejsze nastroje społeczne będą się stale pogarszać. Ponieważ ich działania dzielą ludzi coraz bardziej i uważam, że nadal nie docenia się wkładu tak zwanych celebrytów w obecny stan. Ich rola jest większa niż się wydaje, są pionkami w politycznej grze.

Różnorodność za wszelką cenę

Przykłady tego szaleństwa można mnożyć, a kolejne co najmniej nietrafione pomysły przechodzą przez umysły twórców. Zaplanowana jest kolejna niepotrzebna światu adaptacja Kopciuszka, w której to bezpłciową wróżką chrzestną zostanie homoseksualny czarnoskóry aktor. Kolejny raz białe, europejskie postaci historyczne (Anna Boleyn) lub głęboko zakorzenione w kulturze (np Mała Syrenka) zostaną zagrane przez czarnych aktorów, po raz kolejny męską znaną postać z komiksu podmienią na kobietę, kolejny raz czarnoskórzy zaadaptują już wcześniej wymyśloną historię by mieć „swój remake” zamiast stworzyć coś nowego i nieodtwórczego (planowana nowa wersja Alicji w Krainie Czarów). Co z tego, że te filmy już są lub dopiero będą kompletną klapą. Brie Larson wcielająca się w Kapitan Marvel i tak powie, że to wina tych mizoginistycznych świń mężczyzn, recenzentów którzy nie lubią kobiet. Prawda jest taka, że świadomy widz nie znosi być oszukiwany. Zadbano o obsadę, ładne obrazki, ale zapomniano, że fabuła i dialogi to istotna kwestia, bez której film nie odniesie sukcesu. I tak się stało w przypadku wielu produkcji ostatnich lat.

Na szczęście nie wszyscy pogrążają się w tym postępującym szaleństwie Hollywood. Jednakże głosów rozważnych, wyważonych jest mało i pochodzą główne od starszej i doświadczonej gwardii. Clint Eastwood, John Cleese, Gary Oldman, Rowan Atkinson czy Charlotte Rampling dorastali w zupełnie innych realiach, w świecie w którym liczył się przede wszystkim talent i dobra historia do opowiedzenia. Ich wypowiedziom nieraz przypisywano rasistowski charakter choć ponownie nie zgadzali się po prostu z narzuconym przez lewicowe media tokiem myślenia i chcieli wyrazić swoje zdanie. Przykładowo Rampling stwierdziła w 2016 roku przy okazji Oscarów, że usilna różnorodność w nominacjach jest rasizmem wobec białych. Potem oczywiście tłumaczyła się z tych słów po nagonce, twierdząc że została źle zrozumiana i można powiedzieć o niej wszystko, ale nie to że jest rasistką.

Będąc już w temacie Oscarów wspomniany wyżej uznany aktor Gary Oldman wyznał w jednym z wywiadów: jeśli nie głosowałeś na Zniewolonego. 12 Years a Slave uważano cię za rasistę. Dodał: nie cierpię podwójnych standardów i hipokryzji.

Przezabawne skecze w wykonaniu ekipy Monty Pythona dziś zostałyby usunięte z ekranu za obrazę uczuć religijnych, kobiet, mniejszości i długo by tak wymieniać. Dziś miałby miejsce lincz na Benny’ego Hilla za uprzedmiotowianie kobiet. W dodatku tak jak w przypadku Johna Wayne’a, mówi się dziś o nim jako o rasiście lecz aktor również już się nie obroni gdyż zmarł w 1992 roku.

Kolejne serwisy streamingowe przepraszają za rasistowskie treści, usuwają stare filmy lub dodają do nich adnotacje na czarnych planszach. To wciąż mało – postuluje się usunięcie kolejnych. Marta Kauffman producentka Przyjaciół już wyraziła skruchę, że umieściła za mało różnorodności w swoim serialu. A trzeba wspomnieć, że jak najbardziej były tam różnorakie wątki, po prostu w latach 90 nikt się tym nie przejmował, a serial porwał tłumy widzów na całym świecie zyskując status kultowego nie siląc się na bycie sztucznym tworem wyprodukowanym na zlecenie. Podobnie aktorzy występujący w serialu Mała Brytania (który także został usunięty) wyznali, że żałują że pozwolili na ucharakteryzowanie na czarnoskórego człowieka. No bo co im pozostało?

A gdyby filmowe sceny były traktowane jak element fikcyjny?

Dziś nie powstałyby takie filmy o Jamesie Bondzie jak te z Seanem Connerym z lat 60, w których główne czarne kobiece charaktery były pacyfikowane przez brytyjskiego agenta celnym ciosem, a Cary Grant powalający Katharine Hepburn na podłogę w Filadelfijskiej opowieści (1940) w odwecie za zniszczony kij golfowy spotkałby się z miażdżącą krytyką feministycznych środowisk. Podobnie zresztą jak Cary Grant policzkujący krzykliwą i rozhisteryzowaną małolatę robiącą scenę na pogrzebie w filmie Złodziej w hotelu (1955). Nie, nie popieram bicia kobiet, nie popieram uprzedmiotowiania ich, a przemoc jest zła. Należy jednak odróżnić fikcję od propagowania tychże zachowań. Te wszystkie sceny łączyło kilka wspólnych cech: miały humorystyczny wydźwięk, działały w obrębie filmu i w sferze filmu powinny pozostać gdyż żadne z tych zdarzeń nie miały miejsca naprawdę,a były wykreowane przed aktorów.

Umiar i dystans były tym, co ratowało nas przed popadaniem w skrajność i przesadę. Dlatego ubolewam, że w ostatnich latach tak ich niewiele. Poprawność polityczna zawładnęła światem filmu, decyduje o czym można robić filmy, a o czym nie, z czego można się śmiać, a z czego i kogo nie. Ta słynna różnorodność sprawia, że ważniejsze będą parytety płci niż talent. Skoro Akademia już wprowadza warsztaty z walki z uprzedzeniami przyszłość kina nie wygląda zbyt obiecująco. Na naszych oczach dzieje się w Stanach rewolucja, która odciśnie swoje piętno także na krajach Europy głównie borykających się z problemem masowej emigracji i wymieszania ras. Ucierpi na tym również kultura ponieważ twórcom odbiera się powoli wolność, a naciski ze wszystkich stron nasilają się i ulega im coraz więcej reżyserów i aktorów. Kino z pewnością zmieni swoje oblicze, pozostaje zagadką to jak bardzo.

2 Comments

Nie takie kino pokochałam – czyli o wpływie postępującej rewolucji na Zachodzie na filmy

  1. Dzień dobry. Trafiłem na ten blog przypadkiem, bo sam niedawno zacząłem blogować o kulturze i chciałem się rozejrzeć w konkurencji. Ten tekst dokładnie oddaje moje myśli. Niesamowite, że ktoś miał odwagę to napisać. Ja zauważyłem to zjawisko już dobrych kilka lat temu – nie tylko zresztą na gruncie filmu – ale zamiast spróbować z nim powalczyć, po prostu odszedłem od kultury, bo wkurzał mnie dyktat jedynie słusznej lewicowej opcji. I nie chodzi o to, że sam byłem dla przeciwwagi prawicowy – choć w sumie taki się trochę przez to na zasadzie odbicia i odruchu buntu stałem. Tylko że kultura nie powinna być ani prawicowa, ani lewicowa – powinna być dla wszystkich i wszyscy powinni móc znaleźć w niej swoje miejsce. Bardzo przykre, że jesteśmy tak rozgrywani, napuszczani na siebie nawzajem, antagonizowani. Tak czy inaczej dziękuję za ten tekst i życzę powodzenia.

  2. Dzień dobry. Z opóźnieniem odpisuję na ten komentarz ponieważ zastanawiałam się wcześniej co mogę napisać. Takie stanowisko jednak jest dość rzadkie na blogach filmowych i cieszy mnie to, że ktoś podziela moje zdanie – opisane zjawisko również obserwuję od dobrych kilku lat. Nie zgadzam się na otaczającą mnie w kinie coraz bardziej widoczną bylejakość. Kino przeżywa martwy okres nie tylko przez pandemię, ale wciąż te same, odtwórcze pomysły. Nie twierdzę, że nie ma ciekawych filmów, ale dla mnie jest ich zdecydowanie mniej, w dodatku forsują te popularne treści, wpajają nowe idee, poprawność polityczną robiąc z filmu niekiedy nieznośną wydmuszkę naszpikowaną wszystkimi popularnymi tematami zapominając przy tym o fabule i dialogach czy interesujących złożonych postaciach. Temat na pewno do rozwinięcia. Może w kolejnych wpisach. Pozdrawiam i również zaglądam na blog.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *