Recenzja dramatu z Natalie Portman w roli Pierwszej Damy.
Jackie (2016) reżyser Pablo Larraín – Gdy tylko dowiedziałam się o zwiastunie filmu, natychmiast go obejrzałam i wiedziałam już, że muszę zobaczyć obraz w całości. Film Jackie nominowany był w kilku kategoriach do Oscara, ale ostatecznie opuścił galę bez wyróżnienia. Do głównej roli zaangażowano Natalie Portman i wiadomo już było, że ta kreacja będzie dopracowana, a sama aktorka da z siebie wszystko na ekranie. I tak też się stało.
Właściwie cała narracja filmu oparta jest o wspomnienia, o których Jacqueline Kennedy opowiada dziennikarzowi czasopisma Life (Billy Crudup). Krótki żywot jako Pierwszej Damy poznajemy więc w formie retrospekcji. Widzimy fragmenty słynnego wywiadu w trakcie którego Jackie oprowadza dziennikarzy po włościach Białego Domu (świetnie odwzorowany), taniec pary prezydenckiej na jednym z bali, wspólne wystąpienia publiczne. Z historii dobrze wiemy, że nie będzie tutaj szczęśliwego zakończenia.
Może najpierw o samej Natalie Portman. To, co rzuca się w oczy to niestety dość nikłe podobieństwo fizyczne do pierwowzoru. Owszem, aktorka nosi fryzurę w stylu pierwszej damy, piękne i dopracowane kostiumy, ale nie pokuszono się o wykonanie większej charakteryzacji. Momentami nie mogłam zapomnieć, że widzę Natalie, a nie panią Kennedy. Natalie Portman zdaje się być bardziej filigranowa i dziewczęca, a jej charakterystyczny pieprzyk na twarzy jest znakiem tak rozpoznawalnym, że być może lepiej by było, gdyby specjaliści od charakteryzacji bardziej upodobnili aktorkę do oryginalnej postaci. Być może się czepiam, ale takie właśnie są moje odczucia.
Jacqueline Kennedy i Natalie Portman
Jeśli jednak ocenić mam całą postać Jackie w tym filmie, to Natalie należą się gromkie brawa i słowa uznania. Praca nad osiągnięciem charakterystycznego akcentu pierwszej damy, jej maniery, tonu głosu z pewnością nie należała do najłatwiejszych. Wyobrażam sobie, że aktorka spędziła długie godziny na oglądaniu archiwalnych nagrań próbując mówić, zachowywać się i gestykulować jak Jackie. I to się udało. Bardzo łatwo było przekroczyć granice i przerysować postać. Czasem faktycznie można odnieść wrażenie, że aktorka brzmi niemal groteskowo w kilku scenach, ale całość się broni. Każdy gest Natalie Portman, spojrzenie, postawa, sposób chodzenia jest niezwykle dopieszczonym elementem jej gry aktorskiej i bardzo mocnym punktem całego filmu.
Był rok 1963 – prezydent i jego małżonka jechali ulicami Dallas. Wszystko zmieniło się w jednej krótkiej chwili. Strzał zamachowca był tak celny, że prezydent trafiony został prosto w głowę. W filmie zamach przedstawiono bardzo realistycznie. Odtąd w ubroczonym krwią różowym kostiumie Jackie zmuszona jest brać udział w wielu wydarzeniach, które następują po sobie bardzo szybko. Już dłuższą chwilę po zabójstwie Kennedy’ego w jej obecności zostaje zaprzysiężony nowy prezydent. Zginął przecież nie tyle mąż, co głowa państwa, a procedury są bezlitosne. Kraj nie może funkcjonować bez prezydenta. Dla Jackie wszystko dzieje się w szaleńczo szybkim tempie, sama nie ma czasu pozbierać myśli. Mamy tu dwie bardzo dramatyczne i wymowne sceny. Pierwsza to ta, kiedy w lustrze na pokładzie samolotu wracającego do Waszyngtonu zmywa z twarzy zaschłą krew męża. Druga zaś, kiedy roztrzęsiona zdejmuje z siebie kostium, zakrwawione pończochy i idzie po prysznic. Widzimy jak wraz z wodą krew spływa po jej plecach.
Pierwsze chwile po tragedii to obraz Jackie, która wyraźnie nie wie co z sobą uczynić. I tutaj doskonała jest praca kamery. Kadry są szerokie, widzimy Biały Dom i Jackie przymierzającą kolejne suknie i przechadzającą się po korytarzach. Pali jednego papierosa za drugim, pije wino, włącza muzykę. Pomieszczenia są piękne, pełne przepychu, gustownych mebli czy drogocennych obrazów. Scenografia pełni tu ważną rolę, jest wręcz przytłaczająca w swych detalach i kontrastuje z filigranową postacią. Postać Jackie jest umieszczona zawsze dokładnie w centrum. Widz odczuwa te sceny jako symboliczne pożegnanie z dotychczasowym życiem, ma świadomość, że zaraz przyjdzie czas wyprowadzki Jackie. Jako była żona prezydenta nie może przecież zostać w Białym Domu z dwójką swoich dzieci, ale musi ustąpić miejsca obecnej parze prezydenckiej.
O dzieciach sławnej pary w filmie nie wspomina się wiele. Dowiadujemy się, że bawią się gdzieś obok w pokoju i nie wiedzą jeszcze nic o tym, co się wydarzyło. Kobietę czeka więc kolejna ciężka rozmowa, kiedy musi powiedzieć dzieciom, że tata nie wróci już do domu. Nie traci głowy, zachowuje się przytomnie. Jackie wspomina o zmarłych dzieciach i mówi Caroline i Johnowi Juniorowi że ich tata poszedł do nieba, by zostać z ich bratem gdyż ten czuje się samotny. Z biografii Jackie Kennedy możemy się dowiedzieć, że urodziła ona martwą Arabellę, a syn Patrick żył na świecie tylko dwie doby. Kobieta doskonale zna więc ból po odejściu bliskiej osoby. W mediach zaczęto mówić o tak zwanej „Klątwie Kennedych” ze względu na serię dramatycznych chorób i zgonów w tej rodzinie (tragiczne wypadki krewnych pary prezydenckiej zdarzały się jeszcze wiele lat po śmierci obojga).
Istotnym elementem filmu jest przedstawienie dni, które dzielą Jacqueline od pogrzebu. Gonitwa myśli nie pozwala jej spać spokojnie. Planuje pogrzeb, chce by mąż pożegnany był z honorami, ale jednocześnie życzy sobie by było to duże wydarzenie. Sama pragnie pójść w orszaku przy trumnie Kennedy’ego wraz ze swoimi dziećmi. Wzorem dla organizacji uroczystości pogrzebowych staje się pogrzeb wielkiego prezydenta USA Abrahama Lincolna. Próbą oczyszczenia dla Jackie są spotkania z zaprzyjaźnionym księdzem (w tej roli nieodżałowany John Hurt), który wysłuchuje jej żalu, pretensji i podejmuje próbę zrozumienia. Jackie wyznaje, że marzyła o tym, by umrzeć. Nie chciała popełnić samobójstwa, ale liczyła na to, że idąc w orszaku ktoś ją w tym wyręczy. Kobietą targają silne i sprzeczne emocje. Ksiądz oddany swojej wierze próbuje uzmysłowić Jackie, że Bóg miał w tym cel i przytacza jej przypowieść o ślepcu uzdrowionym przez Jezusa.
Kamera towarzyszy Jackie wszędzie. Także wtedy gdy poszukuje odpowiedniego miejsca pochówku i zjawia się w deszczowym Arlington. Odtąd kadry są ciasne i ukazują twarz Jackie na dużym zbliżeniu. Widać to zwłaszcza w scenie pogrzebu gdy widzimy tylko jej twarz zakrytą czarnym woalem. Mimo kolejnych zmian planów, wahań, Jackie realizuje pierwotną wizję pogrzebu i decyduje się pójść na czele żałobnej procesji.
Oprócz Natalie Portman i Johna Hurta jeszcze dwóch aktorów gra w tym filmie istotną rolę. Peter Sarsgaard jako Bobby, brat prezydenta oraz Greta Gerwig jako Nancy – przyjaciółka Jackie Kennedy. Bobby stara się być oparciem dla Pierwszej Damy, pomaga jej w podejmowaniu decyzji, wyręcza ją w rozmowach z prasą mimo, że ta z początku chce osobiście powiadamiać o wydarzeniach.
Muzyka jaką możemy usłyszeć w filmie jest niezwykle przeszywająca, nierówna, dramatyczna i głośna. Momentami odnosiłam wrażenie, że słucham ścieżki dźwiękowej do jakiegoś mrocznego thrillera z lat 70. To pewnie celowy zabieg gdyż muzyka autorstwa Miki Levi wwierca się w umysł i pozostaje w głowie jeszcze na długo po seansie. Buduje napięcie, pozwala mocniej przeżyć wydarzenia w filmie, współgrając z nie co zaszumionym, ziarnistym obrazem, który nadaje filmowi klimatu lat 60. To, co miałabym zarzucić obrazowi Jackie, to to że traci gdzieś po drodze tak żmudnie budowany nastrój. Wydarzenia do pogrzebu dzieją się bardzo szybko i momentami czuć, że nie wszystko zostało w tym filmie dopowiedziane. W trakcie rozmowy z księdzem Jackie delikatnie daje do zrozumienia, że nie jest jedyną kobietą w życiu męża. Jak wiadomo John F. Kennedy miał kochanki, ale film nie mówi tego wprost. Zupełnie jakby chciano wybielić postać prezydenta Stanów Zjednoczonych, skupić się jedynie na tym, że był on ofiarą zamachu i ostatecznie stawia mu pomnik rezygnując z jakichkolwiek wyjaśnień.
Jackie to przede wszystkim portret kobiety, która miała i utraciła wszystko w bardzo krótkim czasie. Dzięki grze Natalie Portman widz może poczuć emocje, gniew, rozterki pierwszej damy, która próbuje się uporać z gwałtowną zmianą w jej życiu i zmierzyć z ciężarem poważnych decyzji. Obserwujemy ją jako szczęśliwą żonę, widzimy tragicznie zakończony przejazd ulicami Dallas w 1963 roku, jesteśmy świadkami pogrzebu transmitowanego w telewizji na cały świat, aż po dzień wyprowadzki z Białego Domu i próby ułożenia życia na nowo w posiadłości w Georgetown. Film polecam osobom, które zachwycają się emocjonalnym aktorstwem, rozbudowanymi dialogami, rozległymi plenerami i biografiami znanych ludzi. Zdecydowanie odradzam go osobom szukających wrażeń i akcji, gdyż zwyczajnie się wynudzą i uznają ten film za słaby i męczący. Zadaniem Jackie nie jest trzymanie w napięciu. Opinie na forach są podzielone – od bardzo pozytywnych po bardzo negatywne. Nie jest to z pewnością film dla każdego widza. Ode mnie w skali od 0 do 10 – mocne 7.
Moja ocena: