Recenzja najnowszego filmu Guillermo del Toro.

Kształt wody (The Shape of Water 2017, reżyser Guillermo del Toro) Meksykanin znów to zrobił. Na dwie godziny udało mu się zabrać widza do magicznego świata mrocznych baśni pełnych fantastycznych stworów żyjących gdzieś obok nas. Reżyser wspaniałego Labiryntu Fauna nie ukrywa fascynacji tajemnicą, horrorem i malarstwem. Jego najnowsze dzieło Kształt wody jest jak obraz namalowany wszystkimi odcieniami zieleni, niebieskości i czerwieni. W dodatku opowiada na nowo starą jak świat baśń o miłości Pięknej i Bestii, z tym że sugeruje iż bestią może być przede wszystkim człowiek z krwi i kości.

Część widzów zwróciła uwagę na duże podobieństwo filmu do Amelii (2001) Jean-Pierre Jeuneta. Muzyka, kolorystyka, tajemnicze miasteczko skrywające sekrety mieszkańców – rzeczywiście mogą przywodzić na myśl tę znaną francuską produkcję. Na tym jednak podobieństwa się kończą.

Główną bohaterką tej opowieści jest Eliza Esposito (rewelacyjna Sally Hawkins) niema kobieta pracująca jako sprzątaczka w ogromnym tajemniczym laboratorium. Za przyjaciół ma ekscentrycznego rysownika i fana starych filmów Gilesa (Richard Jenkins) oraz koleżankę z pracy – żywiołową i nader rozgadaną Zeldę (Octavia Spencer). O Elizie nie wiadomo zbyt wiele. Sprawia wrażenie zamkniętej w sobie introwertyczki i romantycznej marzycielki. Pewnego dnia odkrywa, że do laboratorium zostaje przywieziony tajemniczy obiekt. Interesujące odkrycie nie jest tym, czym się wszystkim wydaje, a kiedy stworzenie wymyka się spod kontroli znajduje wroga w osobie bezwzględnego i brutalnego Richarda Stricklanda (brawurowa rola Michaela Shannona). Elizę i „obiekt” zaczyna łączyć specyficzna i niewytłumaczalna więź, która będzie miała wpływ na całe dalsze życie kobiety.

Historii o potworach, miłości potworów i człowieka oraz o potworach w człowieku było już wiele. Guillermo del Toro robi to jednak po swojemu. Buduje cały ponury, mokry zalany deszczem świat – magiczny i odległy zarazem. Widać to chociażby we wspaniałej scenografii, którą widzimy zwłaszcza w niesamowitym mieszkaniu głównej bohaterki oraz kontrastującym z nim niemal industrialnym wnętrzem laboratorium. Akcja Kształtu wody dzieje się na początku lat 60 tak więc zadbano o szczegóły w postaci mebli, sprzętów, oświetlenia czy aut z epoki. Wszędobylski deszcz nie daje o sobie zapomnieć. Wciąż słyszymy dźwięk kropel wody, a to na parapecie, a to szybie, dachach samochodów czy też w stylowych umywalkach. O wodzie przypomina również kolor – film dosłownie zbudowany jest ze wszystkich odcieni zieleni i koloru niebieskiego, a ważny element stanowi czerwień zupełnie inna od morskiej ferii barw.

Scenografia autorstwa Jeffreya A. Melvina , Paula D. Austerberry oraz Shane Vieau ma szansę na Oscara, podobnie nastrojowa muzyka Alexandre Desplat. Za piękne zdjęcia odpowiada Dan Laustsen. Kształt wody jest tegorocznym faworytem w wyścigu po Oscary. Na koncie ma w sumie 13 nominacji m.in. także w kategoriach Najlepszy film, Najlepsza aktorka pierwszoplanowa, Najlepszy aktor drugoplanowy (tutaj zamiast Jeniknsa powinien być nominowany zdecydowanie Shannon) czy też Najlepszy reżyser i Najlepszy scenariusz oryginalny.

Aktorstwo stoi bardzo dobrze. Sally Hawkins zalicza kolejny udany występ w 2017 roku (zaraz po dramacie biograficznym Maudie). Idealnie pasuje do roli kruchej, delikatnej, niemej Elizy, która skrywa w sobie tajemnicę, a miłość dodaje jej odwagi do dokonania niemożliwego. Mimo niewielkiej ilości środków przekazu, udaje jej się skupić na sobie uwagę widza i zbudować wiarygodną postać. Główny schwarzcharakter to wspaniały popis aktora Michaela Shannona, który w swym szaleństwie i obsesji zdolny jest do wszystkiego. Dobrze wypadają również role drugoplanowe – Richard Jenkins jako Giles oraz Octavia Spencer jako Zelda (ta postać wnosi zresztą do tej mrocznej opowieści odrobinę lekkości i humoru). W postać morskiego stworzenia o ludzkiej posturze (człowieka amfibię) wcielił się Doug Jones. Aktor znosił dzielnie długie godziny charakteryzacji. Zresztą nie po raz pierwszy – u del Toro pojawił się już jako Abe Sapien w Hellboy (2004), Faun i blady mężczyzna w Labiryncie Fauna (2006) oraz Matka Edith w Crimson Peak: Wzgórze krwi (2015).

Kształt wody nie jest zbyt oryginalny pod względem scenariusza.To klasyczna opowieść o miłości z bardzo prostą fabułą. Jeśli więc widz oczekuje niespodziewanych zwrotów akcji i zawiłości fabularnych, może się zwyczajnie rozczarować. Od początku do końca jesteśmy świadkami następujących po sobie wydarzeń i prowadzeni do finału, który nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem jeśli uważnie ogląda film. Obraz del Toro to podszyta subtelnym erotyzmem baśń dla dorosłych. Muszę przyznać, że oglądałam ten film jak zaczarowana przebywając na czas seansu w zupełnie innym świecie. To w końcu metaforyczna opowieść pełna fantastycznych zdarzeń. Rozumiem, że może się nie podobać, jednak patrzenie przez pryzmat jedynie sceny miłosnej odbiera temu dziełu cały urok, a misternie stworzony odrealniony świat przestaje mieć wtedy kluczowe znaczenie i już tak nie fascynuje. Wielbiciele artystycznych wizji  Del Toro nie powinni być zawiedzeni.

Moja ocena:

Zwiastun:

Categories: Oscary Recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *