Recenzja polskiego serialu z Dawidem Ogrodnikiem i Andrzejem Sewerynem.

Uwaga! Możliwe spoilery!

Dziś spróbuję zmierzyć się z oceną serialu Rojst choć nie będzie to łatwe. Polski i dobry serial to wciąż świeży temat. Przecież bardzo długo byliśmy karmieni jedynie tasiemcami z telewizji publicznej i tak naprawdę dopiero od kilku lat możemy zaobserwować zmiany idące w dobrym kierunku. Myślę, że to dobrze, że nasi twórcy sięgają po ten format, przełamują schematy i próbują nowego. W Polsce jest wiele utalentowanych osób – od reżyserów, aktorów, scenarzystów, po montażystów i kostiumografów. Najlepsi w swoim fachu mają widzom wiele do zaoferowania. Zapowiedź najnowszego serialu stworzonego pod szyldem platformy Showmax i Studio Filmowego Kadr rozbudziła ogromne nadzieje widzów.

Już od pierwszych kadrów w zwiastunie widoczna jest wspaniała praca – dopieszczona scenografia, mroczny klimat i przytłumione światło. A gdy został ogłoszony casting było już tylko lepiej – w głównych rolach mieliśmy zobaczyć Andrzeja Seweryna, Dawida Ogrodnika i Marka Dyjaka. Warto wspomnieć także o niemal jedenastominutowym klimatycznym prologu serialu. Jego narratorem jest kierownik hotelu (wspaniały Piotr Fronczewski). To perełka realizatorska pod każdym względem. Tu wszystko tworzy specyficzną atmosferę – zadymiony pub, czerwone światła, grube ryby w towarzystwie striptizerek. Jest tu także Brodka wykonująca na scenie przebój Izabeli Trojanowskiej Wszystko czego dziś chcę w nowej aranżacji. Wizualnie majstersztyk i zachęcający wstęp do całej intrygi. Ostatecznie premiera I sezonu składającego się z pięciu odcinków nastąpiła 19 sierpnia, a całość wyreżyserował Jan Holoubek (wcześniej znany głównie dzięki swoim osiągnięciom jako scenarzysta i autor zdjęć).

Muszę zaznaczyć, że sceptycznie podchodzę do określeń „polski Twin Peaks”czy też „polski Dark”. To dlatego, że takie porównana skutecznie szufladkują produkcję zanim jeszcze się rozpocznie, a twórców przedstawia jako tych, którzy robią serial na wzór zagranicznych produkcji i tyle. Osadzenie akcji w małym miasteczku, w którym jest tajemniczy las jeszcze nic nie oznacza. Serial Miasteczko Twin Peaks jest jedyny w swoim rodzaju, podobnie Dark stanowi wizytówkę współczesnych niemieckich produkcji. Oczywiście inspiracje formatami z zagranicy są widoczne, ale nie jest to dosłowna zrzynka. Serial nie kopiuje bezmyślnie i nie powiela pomysłów. Sądzę, że twórcom należy kibicować bo dobra inspiracja świadczy o tym, że posiadają wiedzę dotyczącą tego, co dziś docenia współczesny widz. No i mamy Polskę lat 80, a więc okres PRL, co jeszcze bardziej podsyca mroczny i tajemniczy klimat nienazwanego miasteczka, w którym dochodzi do brutalnego morderstwa.

Fabuła serialu Rojst skupia się wokół zabójstwa prostytutki i działacza komunistycznego. Ich ciała zostają odkryte w głębi lasu. Sprawą szybko zainteresują się dwaj dziennikarze. Witold Wanycz (Andrzej Seweryn) z początku zostanie poproszony o napisanie artykułu o tragicznych wydarzeniach, a już wkrótce dołączy do niego Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik) – młody i ambitny dziennikarz, który przeprowadzi się do miasteczka z Krakowa i znajdzie zatrudnienie w tej samej redakcji. Zarzycki będzie pragnął wyzwolić się spod wpływów ojca – znanego działacza partyjnego. Prywatne śledztwo dziennikarzy przybierze jednak zaskakujący tor, a oni sami uwikłają się w kryminalną intrygę, która pochłonie ich całkowicie niczym bagniste mokradła (znaczenie tytułu serialu) . Równocześnie jest tu wprowadzony jeszcze inny wątek – zagadkowa samobójcza śmierć nastolatków. Wanycz, który znał jedną z ofiar będzie chciał odkryć co się kryje za tragiczną decyzją dwojga młodych ludzi i czy na pewno obyło się bez udziału osób trzecich.

Serial Rojst to bardzo dobre 3 odcinki. Odcinki, które naprawdę pozostawiały niedosyt i potęgowały napięcie. Może nie było istotne nawet kto tak naprawdę zabił, gdyż uwagę skupiały bardziej detale tej układanki i aura tajemnicy unoszącej się nad lasem. Z minuty na minutę rósł apetyt na więcej, a po zakończeniu trzeciego odcinka miałam wrażenie, że nie doczekam się kolejnego epizodu zastanawiając się czy Zarzyckiemu uda się uciec z pułapki.

Trzeba oddać, że widać tu precyzję twórców. Na pierwszy plan wysuwa się przytłaczający obraz komuny. Stare blokowiska, skromne mieszkania, ubiór, a nawet legendarny Pewex. To wszystko zostało stworzone z prawdziwym pietyzmem. Bohaterowie faktycznie wyglądają jak żywcem wyjęci z lat 80, palą niezliczone ilości papierosów w miejscach publicznych takich jak jadłodajnia, bar czy redakcja gazety i stoją w długich kolejkach ciągnących się wzdłuż chodnika. Do tego rozbrzmiewa muzyka popularna w tamtych czasach, a więc widzowie mogą sobie przypomnieć liczne polskie przeboje – m.in. Boskie Buenos Maanamu, Dysk Dżokej Franka Kimono, Zaopiekuj się mną Rezerwatu, Wymyśliłem Ciebie Andrzeja Zauchy czy Nie liczę godzin i lat Andrzeja Rybińskiego. Klimat lat 80 dosłownie wylewa się z ekranu. Niestety nie mogę nie wspomnieć o licznych wadach tej produkcji.

Dwa ostatnie odcinki sprawiają wrażenie jakby stery przejął już ktoś inny. Ba, jakby reżyser miał nad sobą kogoś, kto bezustannie pokrzykuje, że brakuje już czasu i koniecznie trzeba wszystko wyjaśnić w ostatnich 20 minutach bo serial liczy pięć odcinków i ani jednego więcej. Zbudowana intryga przestała więc mieć jakiekolwiek znaczenie, a wyjaśnienie całej zbrodni i jej motywów nie dość, że okazało się banalne i przewidywalne to jeszcze okraszone łopatologicznymi dialogami.

Niestety nie jest to jedyna dziura w scenariuszu. Bardzo podobał mi się wątek zakochanych w sobie nastolatków. Poświęcono mu sporo czasu. Janowi Holoubkowi udało się wytworzyć niemal intymną atmosferę i oddać urok pierwszej szkolnej miłości, pierwszych motylków w brzuchu, tej niepewności i chwil uniesień. Było to niewinne, na swój sposób romantyczne i bardzo autentyczne. Dlatego o ile Justyna (Nel Kaczmarek) miała sporo powodów, dla których targnęła się na swoje życie, o tyle motywy Karola (Jan Cięciara) już tak nie przekonują. Serial ukazuje nam go jako wrażliwego buntownika, poetę, który po stracie matki nie może odnaleźć się w trudnej relacji z ojcem. Samobójstwo trzymających się za ręce pary nastolatków, uśmiechających się do siebie na dachu wieżowca zwyczajnie nie przekonuje. Trzeba było tu czegoś więcej, mocnego punktu i tak sobie myślę, że to jeden z najgorzej zakończonych wątków serialu.

Im dalej w rojstowy las tym więcej pytań, które pozostają bez odpowiedzi. I o ile zbyt wcześnie dowiadujemy się jakim narzędziem i którą ręką zabija zabójca, o tyle nurtujące wątpliwości dotyczące poszczególnych wątków nie znajdą logicznego wyjaśnienia. Nie mają znaczenia fotografie skrywane przez żonę Zarzyckiego (Zofia Wichłacz). Widz zastanawia się przecież dlaczego je chowa i jest tak obojętna w stosunku do męża, aż wreszcie czy dziecko którego się spodziewa na pewno jest dzieckiem Piotra. Paradoksalnie nie ma znaczenia także jedna z najciekawszych postaci serialu – Haśnik. Były pięściarz, a obecnie małomówny rzeźnik mieszkający na odludziu w lesie zostaje usunięty z serialu tak nagle, szybko i bez słowa wyjaśnienia, że do tej chwili mam to twórcom za złe. Postać, która zdawała się mieć tak istotne znaczenie dla fabuły została powalona jednym ciosem, totalnie zlekceważona i zmarginalizowana. Podobnie może zaskakiwać tak niewielka rola Piotra Fronczewskiego, który po obiecującym prologu okazuje się być nic nie znaczącą postacią pojawiającą się może w dwóch scenach. Tutaj już widać, że ceniony aktor miał przyciągnąć widzów przed odbiorniki i zapewnić odpowiednią promocję.

O dziwo, bardzo słabym punktem Rojstu jest również postać Piotra Zarzyckiego. Oczywiście aktorstwo Dawida Ogrodnika jest dobre (choć znając możliwości tego zdolnego aktora tylko dobre), ale jest to faktycznie jedna z bardziej irytujących postaci w serialu. Widać to zwłaszcza w zestawieniu z partnerem z ekranu – dojrzałym, wyważonym i doświadczonym Wanyczem. Zarzycki pcha się w sam środek afery porzucając zdrowy rozsądek, potencjalnemu zabójcy pokazuje zdjęcie własnej żony wystawiając ją i nienarodzone dziecko na niebezpieczeństwo, wskakuje do auta nie mając przy sobie broni lub jakiegokolwiek narzędzia, które mogłoby mu się przydać w razie gdyby Kulik (świetny Jacek Beler) jednak odkrył intruza. Czy Zarzycki to jakiś jasnowidz, który miał pewność, że na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem? Tego typu zachowanie głównego bohatera po prostu razi. Postać ta jawi się jako ciekawski dziennikarz i słabeusz ulegający zbyt często emocjom. Tylko przypadek (oczywiście) sprawia, że wychodzi z opresji cało. Poza tym zjawia się w centrum wydarzeń dokładnie wtedy kiedy trzeba, wcześniej błąkając się bez celu po lesie.

Byłabym niesprawiedliwa skupiając się tylko na słabych stronach serialu. Rojst jest dobrą produkcją, ale w moim odczuciu niedopracowaną. W jednym z wywiadów reżyser wyznał, że kontynuacja będzie zależeć od oglądalności. Jako, że serial cieszy się dużym zainteresowaniem i jest o nim cały czas głośno pozostało mieć nadzieję, że powstanie drugi sezon, a twórcy wyciągną wnioski. Mocnym punktem jest oczywiście postać Wanycza grana przez Andrzeja Seweryna. Przykuwa on uwagę swoją aparycją i tonem głosu. Doskonale wie jakie tajemnice skrywa las, zna układy między stróżami prawa, prokuraturą i występki działaczy partyjnych. Grzęźnie w bagnie próbując się wydostać i wyjechać do Berlina, ale wciąż coś go powstrzymuje przed opuszczeniem tego miejsca. Jego również cechuje ambicja, ale także chęć dociekania prawdy. Niestety i on w ostatniej scenie dosadnie wyjaśnia znaczenie lasu, jego historię i to, kim jest tajemnicza Elsa Koepke.

Serial Rojst to nie tylko świetny Andrzej Seweryn. Czasem aż żal, że niektóre postaci nie dostały więcej czasu, by się wykazać na ekranie. Zachwycili mnie swoją grą Zdzisław Wardejn (sierżant Jakowski), wspomniany wcześniej Jacek Beler (przekonujący czarny charakter Kulik), muzyk, a okazyjnie aktor Marek Dyjak (Haśnik) oraz Michał Kaleta (Kazimierz Drewicz). Ten serial aktorsko zdecydowanie należy do panów choć dobre role zagrały tu też Agnieszka Żulewska (Nadia) oraz Gabriela Muskała (matka Justyny). O stronie wizualnej już wspominałam. Jest to porządnie zrealizowany kryminał dbający o wiele szczegółów (również starannie dobrane lokacje). Scena w lesie z unoszącymi się zielonymi oparami wyjątkowo zapadła mi w pamięć, a czołówka z wrastającą w korzenie starszą kobietą również stanowi mocny i dopracowany element tej historii. Tak więc mimo kilku niedociągnięć jest to produkcja godna uwagi i warto dać jej szansę zwłaszcza jeśli miałby powstać drugi i lepiej zrealizowany pod względem reżyserii sezon.

Interesująco zapowiada się rozwinięcie historii lasu i wydarzeń sprzed lat, których świadkiem była młoda Niemka – dawna miłość Wanycza. Zobaczymy w jaką stronę będą szli twórcy o ile druga odsłona w ogóle powstanie. Mam cichą nadzieję, że postać Piotra Zarzyckiego zniknie ustępując świeżej krwi, bohaterowi z werwą, działającemu z rozmysłem i wzbudzającemu sympatię. Serialowi Rojst przyda się drugi charyzmatyczny bohater. Po pierwszym sezonie jakoś nie wyobrażam sobie, by miało zabraknąć postaci Witolda Wanycza.

Kibicuję i trzymam kciuki i życzę sobie i Wam, by powstawało jak najwięcej polskich seriali, wciągających, niebanalnych i trzymających w napięciu. Chciałabym także aby czasem tajemnica pozostała tajemnicą i nie pokazywano wszystkiego, a to co aż prosi się o komentarz zostało nakreślone. Wtedy byłoby już bardzo dobrze.Tymczasem z niecierpliwością wyczekuję pierwszego polskiego serialu Netflixa. 1983 w reżyserii Agnieszki Holland i Kasi Adamik ma mieć premierę 30 listopada tego roku.

Moja ocena na zachętę:

Categories: Recenzja Seriale

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *