Przedpremierowo o „Strefie interesów” – najgorętszym tytule ostatnich dni.

Uwaga! Spoilery!

Nie będzie to do końca recenzja, raczej moje chaotyczne, choć w sumie i tak już dość uporządkowane przemyślenia na temat głośnego filmu nominowanego do Oscara w pięciu kategoriach. Strefa interesów (The Zone of Interest 2023) to film, który z pewnością spolaryzuje odbiorców. I to widać już po pierwszych reakcjach na forach i w mediach społecznościowych. Jednych niemiłosiernie wynudzi, ale jeśli pomysł reżysera Jonathana Glazera jakoś trafi w serce widza, po seansie może jeszcze długo dochodzić do siebie, a w trakcie oglądania dozna wielu często skrajnych emocji.

Współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej i kręcony w Polsce (na Śląsku, w zamku Książ i na ulicach Oświęcimia) film ma w sobie coś z brawury Midsommar. W biały dzień Ariego Astera. Groza jest tu potęgowana nie mrokiem, brutalnością i ponurą paletą barw, ale przepięknymi okolicznościami wiejskiej przyrody, ogrodem pełnym barwnych kwiatów, beztroskim śmiechem dzieci. Niebo jest tu nieznośnie błękitne, ogród wypielęgnowany do perfekcji, dom zbyt schludny, a rozmowy pełne niewybrednego dowcipu. To czyni film, jednym z najciekawszych obrazów o tematyce Holokaustu. Być może już teraz pisząc te słowa, umieszczam tu pierwszy zgrzyt, kompletnie niepasujące do siebie, przeciwstawne zjawiska.

W domu tym mieszka rodzina komendanta Hössa. Rudolf Höss właśnie zajęty jest pilną sprawą modernizacji obozu w Auschwitz. Kilka zdań rzuconych naprędce przez telefon: trzeba przyspieszyć eksterminację Żydów i poprawić wydajność pieców. Z mechaniczną precyzją, chłodną kalkulacją otoczony przez swoich zaufanych ludzi debatuje o tym w jak możliwie najkrótszym czasie są w stanie tego dokonać. Niczym państwowy urzędnik wykonuje swoje zadanie zupełnie tak jakby zajmował się czymś błahym, w rodzaju zlecenia jakiejś usługi jak chociażby zamówienie kuriera. Na jego twarzy nie jestem w stanie wyczytać żadnych emocji. Cięcie.

Życie toczy się tu niespiesznie, a piękna pogoda wręcz zachęca do kąpieli w pobliskiej rzece, mama pokazuje właśnie swojemu maleństwu jakie piękne kwiaty rosną w ogrodzie. Na pierwszy rzut oka idylliczny, sielski obrazek podstawowej komórki społeczeństwa jaką jest rodzina. I to liczna rodzina – rodzice z piątką dzieci. Ten obraz burzy wynurzający się za betonowym murem fragment obozu koncentracyjnego Auschwitz.

Napięcie nagle staje się nie do zniesienia. W trakcie pluskania się w przydomowym basenie przeszkadzają tylko nieustanne odgłosy przeraźliwych wrzasków ludzi, egzekucji, rozstrzeliwań. Tylko od czasu do czasu kłęby czarnego dymu wydobywającego się z komina krematorium wpadają do dopiero co urządzonego domu. Pozostało tylko natychmiast zamknąć okna i zabrać śnieżnobiałe pranie z podwórza, by nie przeszło nieprzyjemnym zapachem. Czasami naszą uwagę przykuje powtarzający się odgłos podjeżdżającego pociągu. Na horyzoncie widać jego fragment. Pomarańczowa poświata jakby z dna piekieł wpada do pokoju w nocy i nie daje spać, ale dzieci komendanta mają na to sposób, przeglądając w łóżku przy latarce złote zęby.

Tylko jedna osoba w nocy śpi spokojnie i jest to właśnie Hedwig Höss. Oprócz Rudolfa jest to jedna z najciekawszych, ale zarazem najbardziej przerażających postaci. Uważa się za panią na włościach, opiekunkę domowego ogniska, wspaniałą matkę dla swoich dzieci. Jest jednak świadoma zła, i tego co dzieje się za murem, pławi się w luksusach będąc dumną z trofeów jakie udało się dołączyć do kolekcji. Bogate, piękne futro, które przymierza prężąc się przed lustrem jeszcze przed chwilą należało do Żydówki skazanej na śmierć w obozie. Podobnie jak czerwona szminka, krzyk mody w latach 40, spoczywająca gdzieś na dnie kieszeni płaszcza. I te francuskie perfumy, diamenty znalezione w paście do zębów. W rozmowie z matką przechwala się z uśmiechem na ustach, że jest Królową Auschwitz, dogląda swoich dalii i warzyw z własnego ogródka, które tak uwielbiają dzieci. Ogród ten jest jednak nawożony popiołem pozostałym z ciał ludzi palonych w krematoriach.

Z ekranu wyziera także przeszywający chłód. Chłód relacji małżonków śpiących w osobnych łóżkach niczym w amerykańskich filmach z czasów kodeksu Hayesa. Chłód relacji rodzinnych bowiem dzieci wyczuwają, że coś jest nie tak, ale nikt nie mówi o tym na głos. W nocy dziewczynki patrzą w okno, snują się po korytarzu, chłopcy przeglądają złote zęby więźniów. Matka Hedwig czmycha zostawiając tajemniczy list, gdy tylko dociera do niej prawda o tym, że dobrobyt jej córki został dosłownie zbudowany na śmierci i zniszczeniu, a wybuchy i swąd palonych ciał uniemożliwiają nocny odpoczynek.

Jedynym przejawem dobra jest dziewczynka, wzorowana na prawdziwej postaci. – Aleksandrze Bystroń-Kołodziejczyk. Pod osłoną nocy wymyka się, by podkładać jabłka i gruszki w miejscu pracy więźniów. Reżyser zdobył się na odwagę i dość nieoczekiwany pomysł ukazania tych scen w noktowizorze zupełnie tak, jakby czynienie dobra było czymś nienaturalnym, podejrzanym w świecie wypełnionym przez zło. I rzeczywiście nazajutrz żołnierze dostają rozkaz utopienia więźnia, który walczył o owoce. Tu nie ma miejsca na dobro, a każdy choćby najmniejszy akt człowieczeństwa jest deptany przez SS-Mannów.

Rodzina komendanta Hössa nie jest fikcyjna, prawdą jest również to, że jej członkowie mieszkali w tzw. willi Hössa tuż pod obozem koncentracyjnym. Prawdziwa Hedwig słynęła z wyznania, że czuła się w swoim domu wspaniale i był to jej raj na ziemi. Wydała swojego męża wymiarowi sprawiedliwości, a sama uciekła do Stanów gdzie dożyła sędziwego wieku 81 lat. Rudolf był zaś jednym z największych zbrodniarzy w historii ludzkości. Jego działalność przyczyniła się do śmierci około 3 milionów ludzi. Został powieszony 16 kwietnia 1947 roku, a miejsce jego egzekucji zostało zachowane do dziś na terenie muzeum w Oświęcimiu. Jedna z córek komendanta została modelką w USA, o ironio pracowała w firmie należącej do bogatej rodziny żydowskiej.

Strefa interesów to film o wynaturzeniu

Bestie w ludzkiej skórze, które jednocześnie mogą być kochającymi ojcami, pogłaszczą pieska, pokroją tort urodzinowy, przeczytają bajkę na dobranoc, zabiorą pociechy na spływ kajakowy. To ludzie bezgranicznie oddani swojej rodzinie skazujący jednocześnie całe rodziny na brutalną śmierć. Dychotomia jakiej doświadcza widz jest porażająca ponieważ dźwięk nijak ma się do obrazu, a mimo że wciąż pokazywane są miłe dla oka plenery, to nasza wiedza historyczna i świadomość tego, co oznaczają odgłosy sprawia, że tracimy skupienie i koncentrację. Zabieg ten skutecznie wyprowadza z równowagi, zło wcielone jest wszechobecne choć tak niewiele widać. Film składa się z niuansów, powolnych scen i mięsistych dialogów dlatego tak ważne jest, by mieć oczy i uszy otwarte. Realizmu nadaje fakt, że film nakręcono w całości w języku niemieckim. Nie wolno nam nigdy zapomnieć jak niemieccy naziści bawili się w dom ledwie metry od krematorium, próbując zagłuszyć niechciane dźwięki muzyką, odwracając się plecami do muru…wyrywając chwasty, z uśmiechem na ustach.

Łukasz Żal, autor zdjęć do filmu w rozmowie na festiwalu Energa Camerimage:

Wyszliśmy z założenia, że czasami ważniejsze od tego, co widać na ekranie, jest to, co dzieje się poza kadrem, dlatego nie będziemy pokazywać okrucieństwa katów, cierpienia więźniów obozu, tego wszystkiego, do czego przyzwyczaiło nas kino wojenne. Zamiast tego skupimy się na życiu oprawców, tych, którzy popełniali te haniebne czyny. Jednak będziemy patrzeć na nich bez oceniania, bo tak naprawdę jako ludzie nie powinniśmy na nikogo wydawać wyroków. Nie wiemy, jak zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Ja także nie wiem, kim bym był i co bym robił, więc jak mogę sądzić innych?

Niepokoi mnie narracja obecna u sporej części recenzentów porównująca obraz rodziny zbrodniarzy do nas, którzy rzekomo odwracają się od cierpienia i wojen choćby dziś na Ukrainie. Jest to krzywdzące o tyle, że film w sposób dosłowny pokazuje wygodne i dostatnie życie Rudolfa Hössa, którego działania prowadziły do eksterminacji ludności. Jak można więc widzieć w tym obrazie siebie i kusić się o tego typu nadinterpretację skoro w obozie tym gazowano, mordowano i palono setki tysięcy ludzi? Istotnie willa Hössa leżała tuż pod obozem Auschwitz, a jego postać to jedna z najpodlejszych kreatur na najczarniejszej karcie historii, tak mamy więc prawo ocenić i potępić małżeństwo Hössów. Ja nie będę się utożsamiać i traktować murów obozu jako alegorii dla dzisiejszego świata. Zamiast tego apeluję o dbanie o prawdę historyczną, którą już teraz próbuje się wymazać, przeinaczyć, wybielić. Tym bardziej, że odchodzą ostatni, naoczni świadkowie tamtych wydarzeń w okupowanej Polsce.

Pozostaje również pytanie jak ten film zostanie odebrany przez młodszą część widowni choćby za Oceanem, lub taką której wiedza o tym czarnym okresie w historii jest zdawkowa. Czy to co dla nas jest oczywiste, bolesne i zatrważające, będzie takim również dla nich? Czy aby domyślą się, dlaczego w sypialni w nocy rozbłyska pomarańczowe światło, co oznaczają ciemne kominy i odgłosy w tle? Dlaczego polska służąca boi się odezwać i nie podnosi wzroku, a mężczyzna w pasiaku przynosi paczkę do domu komendanta? Obraz może być bowiem momentami zbyt subtelny, a aluzje choć liczne, to nieuchwytne i mało zrozumiałe. Może o tematyce Holokaustu powinno się opowiadać także w kinie albo wprost albo wcale?

Strefa interesów jest filmem eksperymentalnym, stosującym czasem niespodziewane środki artystyczne i formy, zawiera wiele mówiący epilog idealnie podsumowujący całość. Zresztą reżyser Jonathan Glazer nie pozostawił eksperymentu tylko widzowi. Kamery i mikrofony na planie zdjęciowym zostały pochowane tak, aby aktorzy nie mieli pojęcia o ich rozmieszczeniu. Sceny z dziećmi natomiast były najczęściej improwizowane. Niemieccy aktorzy Sandra Hüller oraz Christian Friedel dają aktorski popis odrętwieni i pozbawieni jakichkolwiek ludzkich odruchów, może z wyjątkiem miłości do własnych dzieci. Zwłaszcza Sandra błyszczy na pierwszym planie i udowadnia, że jest świetną aktorką potrafiącą stworzyć postać, którą widz może znienawidzić od pierwszych minut. Zresztą dla niej to bardzo dobry czas, chwalona za występ w Anatomii upadku, ma szansę na Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę żeńską. Brytyjska kompozytorka Mica Levi stworzyła niepokojącą, psychodeliczną muzykę, która uzupełnia obraz i wizję reżysera bo czym byłby film bez przyciągającej ścieżki dźwiękowej? Dzięki temu nawet napisy końcowe są nietypowym i interesującym doświadczeniem dla widza, a także spójną częścią całego filmu. Inspiracją dla opowiedzenia tej historii była książka autorstwa Martina Amisa wydana w 2014 roku pod tytułem Strefa zainteresowań (oryginalny tytuł The Zone of Interest). Premiera filmu w Polsce zaplanowana jest na piątek 8 marca.

8/10

Strefa interesów
Hedwig do służącej: Mogłabym kazać mojemu
mężowi rozsypać twoje popioły na polach w Babicach
.
Strefa interesów
Rudolf podczas balu : Prawdę mówiąc,
nie zwracałem szczególnej uwagi.
Za bardzo byłem zajęty myśleniem,
jak ich tam wszystkich zagazować
To bardzo trudne logistycznie
z powodu wysokich sufitów.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *