Recenzja najnowszego filmu Roberta Eggersa.

Recenzja z założenia jest subiektywna więc na świeżo, praktycznie tuż po seansie zamieszczam swoje przemyślenia odnośnie najnowszego dzieła Roberta Eggersa. To twórca absolutnie nietuzinkowy i wyjątkowy. Wyjątkowy dlatego, że nie uznaje kompromisów, ma swoją wizję i ścieżkę, którą pewnie kroczy. Dla mnie to niezwykle ważne. W świecie reżyserskim 38 lat to niemal młodzieniaszek, który wszystko co najlepsze może mieć jeszcze przed sobą. Już teraz Robert Eggers wyrasta na jednego z najlepszych reżyserów młodego pokolenia, będąc tytanem pracy i wielbicielem mitologii wszelakich.

Jego najnowszy film Wiking (The Northman) pozostawił mnie niejako w osłupieniu, ale także z uczuciem palących wypieków na twarzy. To za sprawą wizji Eggersa czułam jakbym przeniosła się z mrocznej i zimnej Islandii na ciepły fotel w sali kinowej, lekko skonsternowana bo światło rozbłysło zdecydowanie za szybko, gdy z głośników dobiegała podniosła muzyka, a na ekranie pojawiły się nazwiska twórców. Zastanawia mnie to, czy to z powodu tego, że żyjemy w świecie gdzie wszystko dzieje się szybko tu i teraz, tak niewiele dziś magii w kinie. Nie miałabym nic przeciwko, a wręcz byłabym zachwycona gdyby salę kinową jeszcze choć przez chwilę spowijała ciemność, by móc jeszcze choć przez chwilę pozostać tam, a nie tu.

Za moimi plecami już po chwili rozległy się nerwowe głosy typu „co za nuda”, „ale to było beznadziejne”, „w ogóle mi się nie podobał”, co świadczy tylko o tym, że najnowszy film Roberta Eggersa podzieli widzów i spolaryzuje opinie. Nie spodoba się tym, którzy oczekiwali od filmu skomplikowanej linii fabularnej i wielorakich wątków okraszonych scenami akcji. Wiking nie jest więc dla każdego.

Czuję się bardzo podobnie jak wtedy gdy ujrzałam Zielonego Rycerza, obraz który powalił na kolana aspektami audiowizualnymi i kunsztem realizacji, a nie dostał nominacji do Oscara nawet w kategoriach technicznych. Został całkowicie pominięty przez członków Akademii, choć był to z pewnością jeden z piękniejszych i najlepszych filmów ubiegłego roku zwłaszcza pod kątem montażu, zdjęć i dźwięku. I dlaczego czuję, że Wiking podzieli ten sam los?

Mimowolnie moje myśli powędrowały gdzieś do filmu Diuna w reżyserii Denisa Villeneuve, który mimo całego zgiełku, porównywania po pokazach przedpremierowych do Władcy pierścieni i machiny promocyjnej, nie wywarł na mnie takiego wrażenia jakie miał wywrzeć. Nie było zachwytu mimo, że to bardzo piękny obraz i nie odejmuję mu niczego zwłaszcza w kategoriach technicznych.

Tymczasem Wiking to niesamowicie prosta historia w warstwie fabularnej. Opowieść o zemście za śmierć ojca jest stara jak świat, to temat który kino przerabiało już nieraz mniej lub bardziej udanie. Losy głównego bohatera Amletha granego przez Alexandra Skarsgårda toczą się niespiesznie od punktu A do punktu B i z wyjątkiem małego zwrotu akcji, nie ujrzymy w tej historii niczego odkrywczego. Lecz wydaje się, że nie taki był cel. Robert Eggers w swym najnowszym dziele skupia się na metafizycznych sekwencjach pełnych onirycznych scen z pogranicza jawy i snu i kreśli świat Ludzi Północy jako magiczny, czerpiąc z głębi mitologii nordyckiej i słowiańskiej.

Pietyzm reżysera i pragnienie jak najwierniejszego przedstawienia zwyczajów wikingów i ich historii są godne podziwu. W dobie poprawności politycznej, nacisków różnych środowisk oraz trendów, Robert Eggers zdobył się na odwagę, by wiernie przedstawić rys historyczny, jak również do roli wybrał aktorów, których aparycja odpowiada pierwowzorowi. To jemu udało się namówić Björk, by niemal po 20 latach pojawiła się znów na ekranie (tym razem w roli Wieszczki).

Oczywiście przykre jest to, że w ostatnich latach zgodność z rysem historycznym na ekranie widzimy rzadko. Tym bardziej Robertowi Eggersowi należą się słowa uznania. Również tajemnicą pozostaje jak udało mu się nakłonić producentów, by tak duży budżet 90 mln dolarów zainwestować w prawdziwe lokacje, budowę wiosek, świątyń czy bożków. Posąg Światowida ze Zbrucza (rzeka we wschodniej Ukrainie, z której go wyłowiono) ma dokładnie takie same wymiary jak oryginał, zbroja i stroje są pieczołowicie odwzorowane według podań legend nordyckich (elementy sagi o Njalu czy Egilu – najsłynniejszym skaldzie (poecie) skandynawskim). Sam Eggers przy tworzeniu najnowszego filmu współpracował z kilkoma uznanymi profesorami archeologii, w tym z Neilem Price specjalizującym się w badaniach na temat wikingów i autorem licznych publikacji i książek o nich.

Stosowana przez reżysera symbolika obecna w poprzednich jego filmach znajduje swoje miejsce także w najnowszym dziele. W twórczości Amerykanina nie brakuje zwierząt pełniących rolę posłańców – od kóz (Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii), mewy (Lighthouse) po lisy i kruki (te ostatnie stanowią istotny punkt Wikinga). Ale to niejedyne nawiązanie. W przekazach świadków zachowań Ludzi Północy podaje się, że wojownicy często zachowywali się jak dzikie zwierzęta, wydając z siebie podobne odgłosy jak wilk czy niedźwiedź.

Być może Eggers stał się tym samym jednym z najtrudniejszych we współpracy reżyserów, który dobro i realizm produkcji stawia ponad wszystko. Mam wrażenie, że wykrzesał z aktorów co tylko mógł, odkrywając ich najdziksze instynkty, z których posiadania być może nawet wcześniej nie zdawali sobie sprawy.

Bo to, że Wiking powstawał w bólach nie ulega wątpliwości. Na planie niemal bez przerwy siąpił deszcz, aktorzy odczuwali zimno będąc bosymi, lub pozbawionymi odzienia (doskonała scena pojedynku u Bram Helu), a reżyser nie ułatwiał niczego wyszukując najdziksze, błotniste tereny Islandii. Realizm Wikinga zwala więc z nóg i widza nie pozostawia obojętnym. Czuć, że w tym filmie nie ma dużych ilości CGI i green screena.

Jako wielbicielce serialu Wikingowie (2013-2021) z Travisem Fimmelem w roli Ragnara, nie umknął mi fakt, że podobnie Eggers potraktował wszelakie pogańskie obrzędy i zwyczaje, składanie ofiar czy też mit wszechojca Odyna. Doświadczyłam wręcz bliźniaczych sekwencji.

Wiking to film brutalny, momentami wręcz eskapistyczny, ale też baśniowy i oniryczny. I choć akcji jako takiej nie ma tu za wiele, widzowie nie raz zostaną porażeni siłą poszczególnych scen takich jak ścinanie głów (kolejny atut produkcji – głowa zostaje ścięta dopiero po kilku uderzeniach mieczem, co oczywiście nadaje tej czynności realizmu), palenie wiosek, gwałty i grabież.

Zresztą takie było zamierzenie Eggersa – pokazać współczesnemu widzowi, że był to lud dziki, brutalny, a już na pewno niegodny naśladowania ani heroiczny. To co czynili wojownicy na swoich wyprawach było wprost zatrważające i barbarzyńskie zwłaszcza w oczach współczesnego człowieka.

Eggers ucieka jednak od obecnego w Hollywood dzielenia swoich bohaterów na złych i dobrych. Słowianie z Rusi cieszą się widokiem palonej osady wikingów i ochoczo przyłączają się do radosnych pląsów choć jeszcze przed chwilą sami doświadczyli tego samego. Ludzie są tu istotami, którym nieobce jest uczucie nienawiści palącej trzewia, wzniecającej pragnienie zemsty i wyzwalającej najpodlejsze instynkty.

Dla kogo jest więc Wiking Roberta Eggersa? Ośmielę się stwierdzić, że dla widza, który czasem przymyka oko na niedostatki fabularne i prosty scenariusz na rzecz warstwy wizualnej.

Wiking to dwuipółgodzinny spektakl aktorów mierzących się z własnymi ograniczeniami, umiejscowiony w pięknej, lecz zimnej i nieokiełznanej Islandii. Okraszony niebanalną, plemienną muzyką, ze scenami mocnymi, zapadającymi w pamięć. Nie dla wrażliwych na widok wnętrzności i rozbryzgującej się krwi oraz nie dla niecierpliwych, których nużą długie sekwencje odrywające uwagę od fabuły.

Jeśli jednak żadne z powyższych nie stanowią dla widza wady, powinien wybrać się do kina ponieważ doznania z seansu pozostają na długo w pamięci. Już teraz jeszcze przed połową roku, mogę stwierdzić że Wiking stanie się jednym z najważniejszych filmów 2022 roku. Podziwiam majestatyczne, długie ujęcia, wwiercającą się w umysł muzykę i porażający realizm najnowszego filmu Eggersa, dlatego Wikinga oceniam wysoko.

Moja ocena:

Categories: Filmy Premiery Recenzja

One comment

Wiking – o Robercie Eggersie co pokochał legendy nordyckie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *